GKS Tychy słabo wszedł w ten sezon i obecnie zajmuje miejsce w strefie spadkowej Betclic 1. Ligi. Klub ma na swoim koncie zaledwie jedno zwycięstwo i szybkie odpadnięcie z Pucharu Polski. Jednym z piłkarzy „Królów Śląska” jest Marcin Szpakowski. Postanowiliśmy porozmawiać z nim o serii meczów bez wygranej, różnicach pomiędzy PKO BP Ekstraklasą a jej zapleczem czy trenerze Arturze Skowronku.
Kacper Wielgomas (iGol.pl): Na początku zapytam, jak oceniasz obecny sezon w wykonaniu GKS-u Tychy?
Marcin Szpakowski (piłkarz GKS Tychy): Zaczęliśmy słabo, poniżej oczekiwań. Zarówno my, cały sztab, jak i kibice liczyliśmy na więcej. Mam nadzieję, że już niedługo nastąpi przełamanie, bo patrząc na samą grę wyglądamy na murawie coraz lepiej z meczu na mecz.
Do tej pory macie na swoim koncie zaledwie jedno zwycięstwo odniesione podczas ligowej potyczki z Pogonią Siedlce (1:0), która odbyła się ponad dwa miesiące temu. Co sprawia, że przez tak długi czas nie możecie przechylić szali zwycięstwa na swoją stronę?
Trudno powiedzieć. Ostatnie mecze wyglądały już dosyć dobrze w naszym wykonaniu. Mogę nawet powiedzieć, że nie wiem, jak dwóch ostatnich spotkań nie wygraliśmy. Myślę, że głównym czynnikiem, który sprawia, że tak to obecnie wygląda, jest brak szczęścia. Nieraz mamy bardzo dogodne sytuacje, po których teraz bramki nie padają, a wydaje mi się, że w poprzednim sezonie by wpadły.
Czy dłuższa seria spotkań bez wygranej sprawia, że odniesienie zwycięstwa w każdym kolejnym meczu staje się mentalnie coraz trudniejsze?
Generalnie w każdym meczu dążymy do tego, żeby wygrać – nieważne, czy mamy serię porażek, czy serię zwycięstw. Może jest teraz trochę trudniej, ale jak po takiej serii niepowodzeń wygra się mecz, to takie zwycięstwo smakuje jeszcze lepiej.
Na chwilę obecną po 14. kolejkach jesteście liderami Betclic 1. Ligi, jeśli chodzi o liczbę zremisowanych spotkań, których macie na swoim koncie aż osiem. Z czego, według Ciebie, wynika tak duża liczba meczów zakończona podziałem punktów?
Jest to dość ciekawa kwestia, bo w tamtym sezonie zanotowaliśmy w lidze zaledwie trzy remisy. Wtedy trener pół żartem, pół serio mówił, że nie umiemy remisować, a obecny sezon zaczęliśmy serią aż pięciu remisów. Po niektórych spotkaniach nie byliśmy zadowoleni, bo jednak wychodziliśmy na boisko po to, żeby wygrać. Byliśmy trochę zdezorientowani, że zaliczyliśmy na początku sezonu aż tyle meczów zakończonych podziałem punktów.
W zeszłym sezonie, po rozegraniu 14 spotkań ligowych, Wasza sytuacja była zupełnie inna. Zajmowaliście wtedy 5. lokatę w tabeli i byliście zespołem, który miał potencjał, aby o coś większego powalczyć. Przed nadchodzącymi rozgrywkami oczekiwaliście, że ich początek może być podobny?
Na pewno w najlepszym scenariuszu zakładaliśmy, że wejdziemy w ten sezon tak, jak w poprzedni. W końcu taki start, jak w zeszłym sezonie, dużo daje – zarówno pod względem punktów, jak i pewności siebie. Przy dobrej grze i wynikach też inaczej się patrzy na klub, który jest dzięki temu wysoko w tabeli. Niestety nie udało nam się pod koniec poprzedniego sezonu wywalczyć czegoś większego. Zabrakło niewiele, ale wtedy nawet nie dostaliśmy się do baraży. Wchodziliśmy w te rozgrywki z nadzieją, że uda się powtórzyć tamten start, jednak wyszło, jak wyszło.
Zostając jeszcze na chwilę przy wynikach. Oprócz meczów w lidze zagraliście również w 1/32 finału Pucharu Polski z Olimpią Grudziądz, z którą przegraliście 2:4. Czy tak szybkie odpadnięcie z tych rozgrywek, w dodatku z rywalem z niższej ligi, wpłynęło dość negatywnie na atmosferę w drużynie?
Był to taki okres, w którym wpadliśmy w pewnego rodzaju dołek. Coś się w naszej grze nie kleiło i niestety przegraliśmy wtedy z Olimpią. Wiadomo, że każda porażka boli, szczególnie jak jest to mecz pucharowy, gdzie wiesz, że po przegranej nie możesz już grać dalej. Mocno zabolała nas ta porażka, bo chcieliśmy zajść jak najdalej w tegorocznej edycji Pucharu Polski. Niestety inaczej potoczył się nasz los i odpadliśmy.
Zmieńmy trochę temat. W trakcie trwającego sezonu zmienił się u Was trener, którym od końca sierpnia jest Artur Skowronek. Jak współpracuje Ci się z tym szkoleniowcem?
Nasza współpraca wygląda dobrze. Teraz częściej wskakuję do podstawowego składu i dostaję więcej minut, więc wszystko układa się po mojej myśli. Mam nadzieję, że dołożymy do tego drużynowo wyniki, żeby co mecz zdobywać trzy punkty i wtedy będzie świetnie.
Wspomniałeś o tym, że obecnie częściej meldujesz się w podstawowym składzie. Przez całą swoją dotychczasową przygodę w Tychach byłeś zawodnikiem, który często zaczynał mecz na ławce rezerwowych, ale czasem wskakiwał także do pierwszej jedenastki. Czy uważasz, że obecnie ważne jest dla Ciebie, aby mieć taką stabilizację i być już pewnym zawodnikiem pierwszego składu?
Oczywiście. Myślę, że każdy piłkarz woli, jak trener stawia na niego w pierwszym składzie, bo wtedy taki zawodnik może złapać pewność siebie i stabilizację, a trudniej jest o to, gdy co tydzień przychodzi mu siedzieć na ławce rezerwowych i wchodzić na końcówki spotkań.
Dodaje to większej motywacji do trenowania, jak i ogólnego podejścia do pracy nad sobą?
To zależy właściwie od zawodnika. Ja akurat niezależnie, czy siedzę na ławce, czy gram w pierwszym składzie mam taką samą motywację i tak samo się przykładam do pracy nad sobą. Jak by nie patrzeć, czasem mój występ, który ograniczał się zaledwie do końcówki spotkania, był tak samo ważny, jakbym zaczął mecz od początku.
Patrząc z perspektywy czasu, jak oceniasz swoje przejście do GKS-u Tychy?
Myślę, że jest trochę za wcześnie na ocenę, bo mam tutaj jeszcze półtora roku kontraktu i nie chciałbym w jego połowie oceniać swojego pobytu. Jednak jakbym miał coś powiedzieć to pierwsze wrażenie klub zrobił na mnie bardzo dobre, ponieważ warunki tutaj są nie pierwszoligowe, a ekstraklasowe. Myślę, że GKS Tychy spokojnie mógłby powalczyć o PKO BP Ekstraklasę, patrząc na jego zaplecze.
Masz takie poczucie, aby przypieczętować swój pobyt w tym klubie czymś takim jak awans do PKO BP Ekstraklasy?
Jasne. Pięknie by było, gdyby to się udało. W tamtym sezonie rozbudziliśmy apetyty wielu kibiców na awans, lecz niestety wtedy się nie udało. My jednak dalej będziemy dążyć do wysokich celów, bo mamy grupę ambitnych ludzi.
Zahaczając na chwilę o temat miasta. Po ponad roku mieszkania w Tychach możesz powiedzieć, że znasz już to miasto jak własną kieszeń?
Tak, gdzie bym chciał to dojadę bez pomocy nawigacji, tak że Tychy znam już bardzo dobrze.
Jeszcze jakiś czas temu miałeś okazję grać w PKO BP Ekstraklasie, a obecnie występujesz na boiskach Betclic 1. Ligi. Widzisz duże różnice w grze między tymi poziomami rozgrywkowymi?
Różnice na pewno są. Głównie w takich aspektach, jak intensywność biegania, jak i czas, jaki ma się na podjęcie decyzji na boisku.
Schodząc poziom niżej widziałeś, że masz przewagę nad innymi graczami, z racji większego doświadczenia z boisk ekstraklasowych?
Trudno powiedzieć, generalnie nie mi to oceniać.
Na koniec chciałbym ci zadać kilka bardziej ogólnych pytań. Jaki cel na ten moment stawia sobie GKS Tychy?
Przede wszystkim wygrać kolejne spotkanie. Wiadomo, w jakiej jesteśmy sytuacji. Od dawna nie wygraliśmy meczu i skupiamy się obecnie na tym, żeby na każde kolejne spotkanie wychodzić z nastawieniem, aby zdobyć trzy punkty. Jeżeli uda nam się złapać serię zwycięstw, to będzie równoznaczne z tym, że podskoczymy w tabeli, i to jest taki nasz cel, aby wydostać się z dołka.
A jakie prywatne cele na obecny sezon ma Marcin Szpakowski?
W tamtym sezonie więcej meczów rozpoczynałem na ławce rezerwowych i przed tymi rozgrywkami miałem taki cel, aby wskoczyć na stałe do podstawowej jedenastki. Obecnie liczę na to, że uda mi się utrzymać miejsce w pierwszym składzie i dołożę do tego liczby.
Gdzie widzisz siebie za pięć lat?
Trudne pytanie. Szczerze mówiąc, ja nie lubię gdybać. Jeśli już miałbym powiedzieć, to mam nadzieję, że będę cały czas rozwijał się i piął w górę, na jak najwyższy poziom.